Chciałabym przytoczyć tekst, na który natknęłam się już dość dawno temu.
Tekst jest tak wymowny, że nie trzeba komentować.
Napewno wiele osób czytających mojego bloga , natknęła się na niego w internecie, jednak dla tych, którzy nie czytali, proszę bardzo.
Tylko dwie sprawy poddaję w wątpliwość, dwie, które przewijają się w tym tekście
- jedna współuzależnienie u partnerek seksoholików, żywcem przeniesione z innych uzależnień. Fakt ten jest w Polsce szczególnie dość głęboko zakorzeniony
- druga to grupy terapeutyczne, ustosunkuje się do tego w innym poście.
Seksoholik kojarzył mi się z kimś obleśnym, w szarym płaszczu, kto przed liceum genitalia wystawia. Ale żeby mój mąż?
Ktoś
mi powiedział, że pewnie fajnie być żoną seksoholika, bo on cały czas
chce uprawiać seks. Właściwie to myślał tak niemal każdy, z kim
rozmawiałam.
Monika, czyli kobieta zdesperowana
Musiał mieć odskocznię, myślałam
To
była smętna niedziela. On gdzieś pojechał, jak zwykle, ale wrócił.
Chciałam wziąć z wieszaka moją kurtkę. Trąciłam ręką jego ubranie,
stuknęło coś o ścianę. Nie wiem, co mi się stało, nigdy nie grzebałam w
jego rzeczach. Sięgnęłam do kieszeni, patrzę, a tam telefon mi nieznany.
Zamknęłam się w łazience. A w tej komórce setki SMS-ów o treści
erotycznej, miłosnej do niego. Na przykład: 'Kotku, było mi cudownie z
tobą ostatniej nocy. Zrobimy to jeszcze raz przez telefon'. Zawołałam go
do auta. W domu zostały dzieci. On - biały jak ściana. Wykręca się, że
to nie jego, że kumpla telefon. Potem mięknie. Że to takie SMS-y tylko,
że czuł się samotny, jak byłam z córką w szpitalu. Że się nie spotykał,
tylko pisał. Uwierzyłam. Pomyślałam, że wiadomo, jestem gruba, brzydka,
darciuch (bo często krzyczałam na niego), więc musiał mieć odskocznię.
Ustaliliśmy, że ja spróbuję zapomnieć, a on więcej takich SMS-ów nie
napisze.
Zbok w szarym płaszczu
Miesiąc później.
Chyba kluczy szukał, czy otwierał drzwi, zauważyłam, że coś chowa do
kieszeni. 'Co tam masz?' 'Nic'. 'Szybko, pokaż, co masz w kieszeni'.
Wtedy mu już nie ufałam, obserwowałam. Wyciągnął kolejny aparat. Płacz,
awantura. Ale on dalej swoje, że tylko pisał te SMS-y. Psycholog, do
którego poszliśmy, od razu stwierdził, że mąż jest seksoholikiem.
Wspomniał coś o terapii zamkniętej. Nie słyszałam nigdy wcześniej o
seksoholizmie. Pomyślałam - co on za głupoty gada. Erotoman kojarzył mi
się z kimś obleśnym, w szarym płaszczu, kto przed liceum genitalia
wystawia. Ktoś z marginesu, wielki zbok. Ale mój mąż?
Zaczął
więc chodzić na terapię, tak na odczepnego. Poszliśmy też kilka razy na
terapię małżeńską, ale zrezygnował z niej. Miał swój laptop, który
zabrałam do znajomego informatyka. Wszystko odzyskał, co zostało
skasowane. Oj Boże, co tam znalazłam. Przeżyłam szok. Jego gołe zdjęcia,
które wysyłał do dziewczyn. A on, że to nic takiego, sam sobie robił je
telefonem i nigdzie ich nie wysyłał, tylko trzymał. 'Ale po co to
robiłeś?' - pytałam. 'Tak sobie' - mówił. Albo: 'Nie wiem'. I gołe
zdjęcia tych dziewczyn słane do niego. Różne filmy pornograficzne. I
jego filmy. Nakręcał komórką, jak sobie dobrze ręką robi, i wysyłał
innym. Wtedy poszłam do niego do pracy, do banku.
Zapukaj, jak masz ochotę
Wielka
miłość i w ogóle. Piątkowicz, zawsze grzeczny, poznaliśmy się na
dyskotece. Starszy ode mnie o rok, ja mam dziś 28 lat. Był człowiekiem
zamkniętym w sobie, nieśmiałym, wycofanym, sądziłam, że to taki jego
charakter. To mi się w nim podobało. Wesele było piękne, wymarzone,
bogate, cudowna suknia, pełno gości. Córki bliźniaczki urodziły się
dziesięć miesięcy później. Syn - po kolejnych trzech latach. Jedna z
córek miała poważną wadę serca. Wyszło to po roku. Leczenie, operacje,
szpitale. On w delegacjach, ja na oddziałach szpitalnych. Dziecko
wyzdrowiało, ale między nami było jakoś dziwnie. Mąż przestał okazywać
mi czułość, bliskość, zaczął unikać zbliżeń. Wydawało mi się, że jak
żona jest obok, to młody mężczyzna powinien chcieć z nią współżyć.
Coś
ze mną musi być nie tak, pomyślałam. Postanowiłam się zmienić.
Schudłam, on nic. Więcej sprzątałam, on nic. Lepiej gotowałam, on nic.
Byłam milsza, on nadal nic.
Raz przełamałam wstyd i poszłam do
sexshopu po płytę z filmem i taki żel intymny. Nigdy nie wyszedł z
inicjatywą, żeby tych rzeczy użyć. Skoro pół roku ze mną nie śpi, to
może jest chory, ma kochankę, albo, nie wiem, sam z sobą to robi,
zastanawiałam się. Próbowałam z nim rozmawiać, ale się wykręcał
zmęczeniem. Spał osobno, bo dzieci ze mną. Powiedziałam: 'Posłuchaj,
mężu, jestem tu, obok. Będziesz miał ochotę, zapukaj'. Nigdy się to nie
zdarzyło. Przyłapałam go na masturbacji. Leżał na łóżku rozanielony. 'To
ze mną nie chcesz się kochać, a wolisz ze sobą?' - spytałam. Nic nie
odpowiedział.
Za wszelką cenę razem
Wpadam więc
do tego banku i mówię przy jakimś pracowniku: 'Daj mi hasło do twojego
mejla, bo zrobię tu awanturę'. Wstydził się, więc dał. W domu wchodzę do
jego poczty i proszę bardzo, lista 50 adresów do różnych kobiet.
Korespondencja z nimi. I znów jego nagie zdjęcia. No, jakby mi ktoś rów
wykopał i żywcem mnie zasypał. Wzięłam go do teściów, powiedziałam przy
nich. Byli w szoku, ale nie za bardzo chcieli uwierzyć. 'Przecież to
fajny facet, wygłupiał się, w sumie to nic takiego nie zrobił - mówili. -
Może sobie jakieś filmy ogląda, ale przecież każdy chłop ogląda.
Musicie być ze sobą za wszelką cenę, dzieci muszą mieć ojca'. 'Przecież
nie można mieć wszystkiego - mówiła moja mama. - Czy on krzyczy na
ciebie, pieniędzy ci nie daje? No, okropne, że cię zdradzał, ale może
się opamięta. Pamiętaj, u nas w rodzinie rozwodów nie ma'. 'Zdradza się
żonę z jedną, dwiema kochankami - mówiłam. - Ale on miał kilkadziesiąt
kobiet w tym samym czasie. Jest chory, rozumiecie?'
Im było
trudno w to uwierzyć, bo mój mąż uchodzi za ideał, niech mi pani wierzy.
Przystojny, zaradny, nie pije, nie pali, opiekuje się dziećmi, wzór
człowieka. Z pozoru żyliśmy jak rodzina z pięknej okładki, a w środku
żarły nas robaki. Ale żebym myślała o rozwodzie, to nie. Tu troje
dzieci, tu dom wspólny, ślub kościelny. Z domu wyniosłam przekonanie, że
rodzina jest na pierwszym miejscu, a kobieta jako jednostka się nie
liczy.
Raz, pod dywanikiem
Odbiło mi. Niby byłam
z dziećmi fizycznie, ale myślami cały czas krążyłam nad nim. Co teraz
robi, z kim, gdzie? Zaczęłam pisać listy do kobiet, których adresy były w
jego poczcie. Wchodziłam na Naszą- -klasę, szukałam profili tych
dziewczyn i porównywałam się z nimi. Groziłam im, że wiem, gdzie
mieszkają, i wyślę ich nagie zdjęcia rodzinom. Niektóre dawały się
nabrać, odpisywały, że im przykro, przepraszamy, że nigdy więcej. Inne,
że sama jestem sobie winna, bo nie umiałam się mężem zająć. Ranił mnie, a
ja ciągle przesuwałam granice. Mówiłam, że jak jeszcze raz coś wykryję,
to odejdę. Wykrywałam i nie odchodziłam. Płakałam, krzyczałam, on na
kolanach przysięgał, że nigdy więcej. I za każdym razem chciałam
wierzyć, że mówi już prawdę.
Zainstalowałam mu w komputerze
program szpiegowski. I znów szok. Znalazłam zapisy z erotycznych czatów
na "......." albo "..............", gdzie mąż ogłaszał się: 'Przystojny
29-latek, zamożny, poszukuje pani do seksu oralnego, z zabawkami,
tradycyjnego. Chętnie zasponsoruję panią, niewykluczona dłuższa
znajomość'. I jego nowy, lewy numer telefonu. Pisał tym dziewczynom, że
żyje ze mną w separacji, że nam się nie układa, pytał, jak daleko
mieszkają, bo może zaraz do nich przyjechać. Wiem też, że często jeździł
do luksusowych prostytutek. Bez przerwy szukałam dowodów zdrad. Na
ulicy wyławiałam wzrokiem kobiety w jego guście. Przeglądałam mu
kieszenie, czytałam SMS-y, przeszukiwałam auto. Pod dywanikiem
samochodowym znalazłam ukrytą kartkę z numerami telefonów, z podanym
obok wiekiem i adnotacjami: 'bi', 'full', 'zabawki'. Raz mi
zaproponował, żebyśmy poszli na układ. Przed ludźmi będziemy żyli jak do
tej pory, on będzie tu mieszkał, płacił na dom, ale będzie robił, co
chce. Powiedziałam mu wtedy, że jeśli nie pojedzie na terapię zamkniętą,
natychmiast składam papiery rozwodowe. Pojechał na sześć tygodni. To
było półtora roku temu.
Mówię sobie: stop!
Leczę
się. Bo też jestem chora. Współuzależniona. Tak jak są uzależnieni
bliscy alkoholików czy narkomanów. To nie znaczy, że zachowuję się jak
on i bez przerwy myślę o seksie. To znaczy, że obsesyjnie myślę o nim i o
tym, co w danej chwili robi. Nie mam już czasu na swoje życie. Stałam
się smutną kobietą. On odarł mnie z kobiecości, pokazał, że woli każdą
inną. Terapeuta zapytał mnie: 'Jak bardzo odpowiadasz za rozpad
małżeństwa?'. Odpowiedziałam: 'Może w 30 procentach?'. Uśmiechnął się:
'Zero procent. Ze-ro. Tyle jest w tym twojej winy'. Wiem już, że nie
zawiniłam w jego chorobie. Że mogłabym wyglądać jak Claudia Schiffer, a i
tak by mnie zdradzał. W komputerze skasowałam programy szpiegujące.
Choć wiele razy mnie korciło, żeby je tam zainstalować. Kusi mnie, żeby
przeszukiwać jego ubrania, szperać w samochodzie. Ale wtedy mówię sobie:
stop! Co ci to da, tylko będziesz cierpieć.
Kocham go nadal,
ale to nie znaczy, że będę z nim za wszelką cenę. Dojrzałam już do tego.
Na razie mieszkamy razem, wychowujemy dzieci, nic więcej. On chodzi na
spotkania grupy Anonimowych Seksoholików, niby się leczy. Mówi, że chce
być ze mną i dziećmi, chce zacząć wszystko od początku. Może i chciałby,
tylko dlaczego wracając wcześniej do domu, dwa razy przyłapałam go, jak
szybko zmieniał stronę w komputerze? A gdy sprawdziłam, co oglądał,
dlaczego wyskoczyły ogłoszenia prostytutek i pornografia? Zapytałam go o
to, ale znów odpowiedział wymijająco.
Wiem już, że jest chory i to
uzależnienie nie zniknie z dnia na dzień, może mieć wpadki i nawroty.
Wiem też, że nie chcę go więcej kontrolować i że nie jestem w stanie
wyleczyć mojego męża.
Tylko on sam, będąc szczerym wobec siebie i
bliskich, może naprawdę zacząć się zmieniać. Ja sama zrozumiałam jedno:
mam wpływ na siebie i swoje życie i ode mnie zależy, jak je dalej
przeżyję.
Katarzyna, czyli kobieta pełna nadziei
Co teraz?
W
pierwszej chwili to chciałam się na niego nawet obrazić, że tak
żartuje. Bo myśmy sobie czasem żartowali ze zdrady. 'Uważaj, bo pójdę w
miasto i kogoś sobie znajdę'. 'A idź, tylko jakiegoś syfa nie
przywlecz'. I 'cha, cha'. Ale zobaczyłam, że on mówi prawdę. Był
wieczór. Nasze młodsze dziecko miało pół roku. On już od dwóch miesięcy
chodził na spotkania Anonimowych Seksoholików.
I nagle:
'Zdradzałem cię przez kilka miesięcy. To były przypadkowe kobiety'. Jak
to, ten najwspanialszy człowiek na świecie? Ten, z którym żyłam w
jedności i miłości? Z którym na pierwszym miejscu stawiałam Boga? Ja do
niego: 'I jak mam teraz żyć? Co dalej?'. Tak cały czas, jak katarynka. I
do Boga: 'Panie, co teraz?'. Jakiś czas potem powiedziałam mu, że jak
się nadarzy okazja, to też go zdradzę. Może będzie mi lepiej. 'Zrobisz,
jak zechcesz - powiedział. - Ale ja nigdy z własnej woli nie zrobiłbym
tego. Jak jechałem na spotkania z kobietami, to wrzeszczałem z rozpaczy.
Wymiotowałem w drodze powrotnej. Jestem chory'.
Kasiu, jest taka choroba
Od
zawsze go tłumaczyłam przed innymi, chroniłam, dorabiałam dobrą opinię.
Bał się dużych zbiorowisk ludzi. Ludzie widzieli, że jest trochę
dziwny, drażliwy, łatwo wpada w irytację, ale że jednocześnie to dobry
człowiek. Wydawało mu się, że wszyscy o nim źle myślą. Szłam więc z
dziećmi na obiad do rodziny i wymyślałam, że on, niestety, nie mógł. Bo
delegacja, bo musiał iść do babci, bo ma spotkanie. Czułam się z tym
źle, ale brnęłam w kłamstwa. Wykazywałam cechy współuzależnienia. To mi
wyjaśniły kobiety w Al-Anon. Gdy już wiedziałam o zdradzie, doszła
podejrzliwość, obsesyjne zachowania. Nicowanie kieszeni przed praniem,
przeszukiwanie portfela, gdy brałam pieniądze na zakupy, czytanie
SMS-ów. I pewność, że zaraz na coś trafię. I wieczny niepokój, gdy go
nie ma w domu, i złość na niego, od razu gdy przychodzi.
Kiedy
ja tłumaczyłam jego nieobecności, on siedział w domu na kanapie i
oglądał filmy pornograficzne (o czym nie wiedziałam). Albo spał, bo był
zawsze wykończony psychicznie, apatyczny, obolały. Albo się masturbował,
co go jeszcze bardziej przygnębiało. Zawsze wiedziałam, że ma problem z
masturbacją. Powiedział mi o tym długo przed ślubem. Ale nawet na myśl
mi nie przyszło, żeby jakoś na to zareagować, potraktować poważnie. Rok
temu powiedział: 'Kasiu, słuchaj, jest taka choroba jak seksoholizm'. To
był już moment, gdy mnie zdradzał. Przestraszył się, że nie panuje nad
tym. A ja tak lekko: 'Dobra, dobra'. Miałam nadzieję, że się myli.
Znalazł grupę Anonimowych Seksoholików w Warszawie, dojeżdżał tam,
tłumaczył mi, jak ciężko mu wyrzec się tego uzależnienia, ale że chce
zdrowieć. A ja nadal to bagatelizowałam. Nie chciałam znać przyczyn,
skutków i przejawów choroby. 'Przyjdzie czas, to zrozumiesz' - mówił mi.
I przyznał się do wszystkiego.
Pod dywan
Uzależnienie
można odziedziczyć. Tak było w przypadku mojego męża. Pod pretekstem,
że ciekawi mnie historia rodziny, wypytałam jego babcię o różne
szczegóły. Okazuje się, że seksoholikiem był pradziadek mojego męża,
dziadek i ojciec. Wszyscy zdradzali swoje żony. Niedostępni, agresywni,
unikający ludzi mężczyźni. Mój mąż nosił w sobie zalążek tej choroby. W
podstawówce u kolegi obejrzał film pornograficzny. Inni zapomnieli o tym
zaraz. Ale on już nie mógł przestać myśleć o tym, co zobaczył.
Popłynął. Skoro jestem żoną seksoholika, człowieka uzależnionego,
współuzależnioną, to nie mogło się wziąć z powietrza. Dziwiło mnie to,
bo małżeństwo moich rodziców jest udane, bezkonfliktowe. Ale
jednocześnie mam troje rodzeństwa, każde z jakimś uzależnieniem
(alkohol, narkotyki, seks). Aż doszłam do tego, że ojcowie moich
rodziców to alkoholicy. Mama i tato też są współuzależnieni i wychowując
nas, przejawiali te cechy. Mieli z nami trudny kontakt, byli nastawieni
na siebie. Nigdy nie było szczerych rozmów o problemach, bagatelizowali
je, zamiatali pod dywan. Wiedzieli lepiej od nas, jak żyć, tato
stosował kary cielesne. Myślę, że to miało wpływ na mój życiowy wybór.
Już dawno nie sprawdzałam rzeczy męża
Nie
mogłam powiedzieć nikomu o tamtym wieczorze, gdy mój mąż przyznał się
do zdrady. Mamie, teściowej - absolutnie wykluczone. Nikt by tego nie
zrozumiał, a ja nie chciałam rozdmuchiwania swoich spraw. To była moja
sprawa małżeńska. Wstyd mną powodował. Trudno mi było się zwrócić nawet
do Boga. Miałam żal. Byłam rozgoryczona, zła, oszukana, zraniona,
samotna. Z dzieckiem przy piersi i drugim, małym u boku. Starałam się,
żeby nie widziały, jak mama płacze. Po tygodniu zaczęłam szukać pomocy w
internecie. Na stronach katolickich przeglądałam linki o zdradzie. I
trafiłam na katechezę, w której jest mowa, że Chrystus kazał przebaczać
nie siedem, ale 77 razy. Zabrzmi to magicznie, ale to była łaska od
Boga. Doznałam przebaczenia. Napisałam do męża SMS-a. Przyjechał,
zjedliśmy razem kolację. Wytłumaczył mi, że jestem współuzależniona i
muszę poszukać jakiejś wspólnoty terapeutycznej. Trafiłam do kobiet z
Al-Anon. W tej grupie są skupieni krewni i przyjaciele alkoholików. Raz
na miesiąc przyjmują na spotkaniach partnerów innych uzależnień, takich
jak ja. Tam po raz pierwszy powiedziałam o swoim bólu.
Ale to
nie wystarcza. Powoli z innymi dziewczynami zaczynamy tworzyć w całej
Polsce grupę kobiet S-Anon, których bliscy są seksoholikami. To mężowie
nas skontaktowali ze sobą. W maju spotkałyśmy się po raz pierwszy w
Warszawie. Przyjechało osiem dziewczyn, ale wiele nie mogło dotrzeć.
Siedziałyśmy cztery godziny i nie miałyśmy dosyć. Czujemy się bezradne,
samotne, potrzebujemy wsparcia. Jesteśmy pierwsze w kraju, pomagają nam
ludzie S-Anon ze Stanów i z Niemiec. Teraz szukamy kogoś, kto za darmo
pomoże nam przetłumaczyć na język polski książki i materiały, które od
nich dostałyśmy. Wiem już, że będę wolna od współuzależnienia, kiedy
będę mogła cieszyć się życiem. Bo nadal miewam napady złości, niechęci,
apatii. Ale jest już coraz lepiej. Już dawno nie sprawdzałam rzeczy
męża.
On też powoli wychodzi z choroby. Nie ukrywa przede mną
zmagań, że jest wciąż narażony na pokusy. Ale widzę w nim niesamowitą
zmianę. Czuje się świetnie ze sobą, potrafi sobie zorganizować czas,
jest swobodny w towarzystwie. Ostatnio byliśmy na weselu. Bawiliśmy się
dobrze, ludzie zachwycali się nami. Stawiam na nasze małżeństwo.
Jesteśmy koło trzydziestki. Bóg nam pomoże przetrwać trudności. Nikt z
bliskich do dziś nie wie o jego seksoholizmie. Poza jedną znajomą z
naszych kręgów w kościele. Powiedzieliśmy jej, bo wydaje nam się, że jej
mąż ma wszystkie cechy seksoholika. Nie chciała tego przyjąć do
wiadomości.
Barbara, czyli kobieta zdecydowana
Kwadraciki
'Dlaczego
otwierasz mój rachunek!?' - rzucił się na mnie. Spojrzałam spokojnie. W
ręku trzymałam białą kopertę. 'To jest mój rachunek za telefon. Ale
ciekawe, co ty masz w swoim, że tak się boisz' - zażartowałam. Wyszedł z
pokoju. Na krześle stała jego teczka, rozchylona. Zobaczyłam, że w
środku jest rachunek telefoniczny. Nigdy nie robiłam takich rzeczy,
tajemnica korespondencji to dla mnie świętość, ale sięgnęłam po tamtą
kopertę. Jego rachunek był porwany na drobne kwadraciki. Sklejałam je do
wieczora. Widział to. 'Bawisz się w szpiega? Proszę bardzo!' -
krzyczał. Ale mi nie przeszkodził. W kilka godzin skleiłam prywatne
rozmowy po nocach, wysłane MMS-y, kody do stron pornograficznych w
internecie. Wiem, bo sprawdziłam. Poznałam świat internetu, który służy
do uprawiania seksu, czaty erotyczne, filmy, ogłoszenia, wulgaryzm. Nie
jestem dewotką, ale mnie to poraziło. Powiedziałam mu, że teraz zamilknę
na kilka dni i poczekam, co ma mi do powiedzenia. To było trzy lata
temu.
Seksu mam dosyć
Jeżeli człowiek
funkcjonuje w dwóch światach i wszystko ma zorganizowane, to w pewnym
momencie przestaje widzieć, że coś tu jest nie tak. Jedno życie służy mu
do uprawiania seksu. Jest zaspokojony pod tym względem. Drugie życie to
świat, w którym ktoś musi prać gacie i skarpetki, gdzieś trzeba jeść
obiady. To jest baza, która stwarza pozory normalności, z dziećmi, żoną,
znajomymi. W tym życiu byłam ja, niezaspokojona seksualnie i uczuciowo.
Pytałam terapeutów, dlaczego seksoholicy nie uprawiają seksu z własnymi
żonami. Dowiedziałam się, że seks jest dla nich czymś niedobrym,
nieczystym. Nie chcą kalać rodzin, przenosić na nie swojego brudu. Tylko
niewielki odsetek seksoholików ukierunkowuje się na swoje żony, stałe
partnerki. Dwa lata temu kazałam mu się wyprowadzić. Ostatnio zapytał,
czy mógłby do nas wrócić. 'I gdzie będziesz spał? - zapytałam. - A jak
nasz seks miałby wyglądać?' (pytałam retorycznie). A on na to: 'O nie,
seks to nie. Seksu to ja mam dosyć'. Zaniemówiłam po tej dawce cynizmu.
To świadczy, jak bardzo jest chory, pogmatwany i jak rozjechały mu się
granice. Podobno człowiek, który zaczyna zdrowieć, czuje żal, ma
poczucie wyrządzonej krzywdy. Mój mąż myśli, że ja mu wszystko zepsułam.
A miał taką fajną bazę.
Żaden bawidamek
Mam 37
lat, mąż jest o rok starszy. Jestem urzędnikiem państwowym, mąż ma
własną kwitnącą firmę. Wie pani, że wielu seksoholików prowadzi własny
biznes? To pozwala na dysponowanie własnym czasem, częste delegacje,
nocowanie w firmie. Daje alibi. Mamy troje dzieci, nastoletniego chłopca
i dwie dziewczynki w wieku przedszkolnym. Nie lubię mężczyzn
gadatliwych, on był zamknięty w sobie, jakby wyprany z emocji. Żaden
bawidamek. Sympatyczny, inteligentny, przystojny. Zakochałam się. Tylko
łatwo się unosił, wrzeszczał, trzaskał drzwiami, wychodził. Potem wracał
i przepraszał. Jest synem alkoholika. W każdym razie do niedawna
uchodziliśmy wśród znajomych za parę niemal idealną. Chcę wierzyć, że
połączyła nas na studiach wielka miłość. On był seksoholikiem już
przedtem - ja o tym nie wiedziałam. Jako dziecko napięcie spowodowane
problemami w domu nauczył się rozładowywać masturbacją. Ale nie posądzam
go o tak wielki cynizm, że wybrał mnie od początku jako przykrywkę dla
drugiego życia. Myślę, że miał wtedy chwilowy przebłysk.
Nasze życie
zaczęło się rozjeżdżać po urodzeniu syna, jeszcze na studiach. Intymne
zamarło całkowicie, a on utknął za niewidzialną szybą. Niby normalnie
żył, funkcjonował, rozmawiał, ale nic do niego nie docierało. Stopniowo
więź zanikała. Zaczęłam się więc do niego dobijać, pukać w tę szybę:
'Powiedz, jeśli masz kobietę. Ciężko będzie, ale zniosę to. Czy to jest
mężczyzna? Też to wytrzymam. Jesteś impotentem? To trudne, ale trzeba
rozmawiać. Tylko powiedz coś!'. Mówił: 'To nic nie jest. Jestem tylko
potwornie zmęczony'. Po takich rozmowach bywała chwilowa poprawa. Stąd
się nasze dzieci porodziły. Pisał do mnie miłosne listy, że jestem
jedyną kobietą jego życia, niezwykle atrakcyjną i że mnie kocha.
Pytałam, po co to pisze, skoro nie ma pokrycia w naszym życiu.
Mówił:
'Ale tak jest i cokolwiek się stanie, musisz o tym pamiętać'. To było,
jeszcze zanim sięgnęłam do jego torby po rachunek.
Problem techniczny
U
bliskich znajomych był problem alkoholowy. Wiedziałam stamtąd, że nie
należy uzależnionemu podawać ręki, bo wciągnie w bagno. Wiedziałam, że
trzeba mu dać kopniaka, żeby oprzytomniał. Wiedziałam, że pomoc jest
potrzebna też mnie. Powiedziałam mu z tym rachunkiem w dłoni: 'Masz się
zacząć leczyć. I sam musisz sobie to zorganizować'. Poszedł do
terapeutki raz czy dwa, ale był tym rozdrażniony. Poszliśmy na terapię
małżeńską. Tam dowiedziałam się, że najpierw mąż powinien zacząć leczyć
się z uzależnienia, potem ewentualnie możemy ratować nasze małżeństwo.
Do grup terapeutycznych nie zajrzał. Nie było w nim woli leczenia.
Staliśmy
się jak instytucja ekonomiczna. Nie rozmawialiśmy z sobą, nie witaliśmy
się, mijaliśmy w przejściu, nie było dotyku. Próbowałam jeszcze się
dobijać: 'Zdradziłeś mnie?'. Mówił, że nie, że to tylko czaty, listy,
telefony. Płakałam: 'Co mówiłeś tym babom? Że masz grubą żonę i dlatego
szukasz innej? Czemu nie spotkałeś się z żadną, skoro każdy erotyczny
czat zaczyna się od propozycji spotkania?'. Odpowiadał: 'Był problem
techniczny, bo one za daleko mieszkały'. Nie mogłam uwierzyć w to, co
mówił. Problem techniczny?! To chęć zdrady nie była dla niego kłopotem,
tylko odległość od kurwy?
Po roku takiego miotania się
powiedziałam mu: 'Jedziesz na leczenie zamknięte. Rezerwujesz miejsce.
Tam się nie wymigasz'. Kiedy pakował walizkę, po raz ostatni zapytałam
go, czy na pewno powiedział mi o sobie wszystko. Przysięgał, że tak. Nie
przytuliłam go na pożegnanie. Dzwonił stamtąd, że mnie kocha. Raz
powiedział, że przeprasza za wszystko. Wrócił, zapytałam go, czy mnie
kiedyś zdradzał. Tak. Zdradzał niemal przez cały czas trwania naszego
małżeństwa. Nie paprałam się w jego zdradzie, nie katowałam historiami o
kobietach, wydatkach na nie. Ale nie mogłam mu wybaczyć, że zawiódł
zaufanie, spieprzył moje życie, odebrał poczucie bezpieczeństwa, narażał
dzieci i mnie na choroby weneryczne. Kazałam mu się wynieść. Moja mama:
'Daj mu szansę'. 'Mam gdzieś szansę, mamo. A gdybym miała teraz HIV,
dzieci były zakażone, też byś tego chciała?' 'Ach, nie pomyślałam' -
wycofała się. Zbadałam siebie i dzieci. Jesteśmy zdrowi. Jemu też
kazałam się przebadać. HIV nie ma, ale coś jednak przywlókł ze sobą, nie
leczy tego.
Żeby tata umiał sobie radzić
Sposób
rozumowania innych, że to fajnie mieć męża seksoholika, to dramat. Te
komentarze na forach: 'Pewnie głupią babę miał, to poszedł do innej'.
'Dajcie mi do niego namiary, chętnie się skontaktuję'. Gdybym miała
życzyć jakiejś kobiecie bardzo źle, tobym zaproponowała, żeby związała
się z seksoholikiem. Każda z nas, współuzależnionych, przeżywa dramat.
Jesteśmy wciągnięte przez uzależnionych w chorobę, cierpimy te same
katusze, schodzimy na dno, tracimy poczucie własnej wartości, ale nigdy
nie doznajemy haju, tego chwilowego poczucia szczęścia, jakie oni
osiągają w swoim nałogu. Jesteśmy jak ziemia niczyja. Znikąd pomocy. Dla
żon seksoholików nie ma grup terapeutycznych, a terapie indywidualne
nie są refundowane. Chodzę prywatnie do terapeuty, skontaktowałam się z
kobietami takimi jak ja. Nie planuję odległej przyszłości. Żyję tym, że
muszę wstać rano, zrobić śniadanie, szkoła, przedszkole, praca, co na
obiad, co wieczorem przeczytać. Poznałam pewną kobietę. Rozwiodła się z
mężem seksoholikiem, ułożyła sobie życie na nowo. Dała mi nadzieję.
Mąż
odwiedza dzieci codziennie. Ale gdzie mieszka, co robi, nie chcę
wiedzieć. Myślę, że znów ma swoje odjazdy. Tak jak żona alkoholika
pozna, gdy ten jest na rauszu, tak ja wyczuwam męża. Zaczyna się gubić,
zapomina, czepia się szczegółów, awanturuje, że na przykład za dużo wody
do wanny nalałam. Jestem osobą wierzącą, ale bez przesady. Trudno
jednak to wszystko udźwignąć bez czyjejś pomocy z góry. Ktoś mi
poradził, żebym modliła się z dziećmi. Sami układamy słowa. Dzieci modlą
się o zdrowie babci, dziadka, za to, że tata jest trudny i żeby umiał
sobie radzić. One nie wiedzą, na co mąż choruje. Nie wiem, czy
kiedykolwiek im powiem. Emocjonalnie poobijana, oszukana, bez gruntu pod
nogami pomagam sobie sama. To ekstremalnie trudne. Jest mi łatwiej, gdy
otrzymuję wsparcie rodziców i pary bliskich przyjaciół. Był czas, że
ciągle płakałam. Nie mogłam przestać. Teraz jest ze mną lepiej. Ale nie
szkodzi, że teraz płaczę, prawda?
źródło : Wysokie obcasy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz